gubię się w uczuciach jak skarpetki w praniu.
Szukamy ludzi. Ludzi,
którzy nam będą towarzyszyć przez krętą drogę zwaną życiem. Gdy jest już źle,
gdy wszyscy odchodzą czepiamy się tej jednej osoby, którą akurat podrzuci nam
los. Ale nie ma łatwo, on nie robi nic dla nas, zawsze jest w tym ukryte dno, o
którym dowiadujemy się dużo później, gdy wszystko się układa.
Parę razy już tak było. Tfu, wiele razy. Przyzwyczaiłeś się do obecności
drugiego człowieka, gdy ten nagle odchodzi, bo tak chciał los.
Są dni, kiedy wychodzisz na ulicę, spoglądasz na pędzących ludzi i nie wiesz co
masz robić. Pierwsza myśl przychodząca do głowy, to ta, że wcale tutaj nie
pasujesz. Wrażenie, że minąłeś się z epoką. Stoisz i nie wiesz, nie rozumiesz.
Zgubiłeś siebie, bliskich w otoczeniu, które cie niszczy. Wysysa z ciebie to co
najlepsze. Ale i tak tu żyjesz, nic z tym nie robisz. Po prostu żyjesz. Chociaż
powoli tracisz siły, tracisz siebie. Spoglądasz w lustro i widzisz zupełnie
obcego człowieka. Niegdyś roześmiane, pełne blasku tęczówki ukryły się pod podkrążonymi,
pustymi oczami. Bez wyrazu. Uśmiech stracił swe znaczenie. Jeśli się pojawia,
to nie taki pełny, jak wcześniej. Kiedyś nie trzeba było dożo, by wywołać
uśmiech na twarzy. Teraz nawet o drgnięcie kącika ust trzeba się długo starać.
Byłoby dużo łatwiej, gdyby gdzieś był nierzucający się w oczy przycisk
wyłączający nasze uczucia, myśli. Bo czasem lepiej nie czuć.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz